Mamowe filozofowanie na placu zabaw :)
Przeprowadzka do Anglii spowodowała nowe postrzeganie
zachowań mam i dzieci na placach zabaw.
Mieszkając w Warszawie często chodziłam ze starsza córcia na plac zabaw –
przy ładnej wakacyjnej pogodzie, była to niezapomniana atrakcja :) Można jednak
powiedzieć, że plac zabaw był swego rodzaju poligonem, gdzie przenikliwymi
spojrzeniami rzucały inne matki. Na pierwszy ogień szła obecność (lub o zgrozo)
jej brak czapeczki odpowiedniej do pogody i pory roku. Drugą ważna sprawą było
posiadanie odpowiedniego dostosowanego do zabaw ubrania i butów na dobrej
amortyzującej podeszwie. Niewątpliwie chusta na głowie potegowała większą ilość
podejrzliwie ciekawskich spojrzeń dotyczących mojego dziecka. Nie można było
być matką ignorantką, więc obowiązkowo w ręku dzieć musiał trzymać wiaderko i foremki. To
była wersja podstawowa, żeby nie być uważana za matkę, która nie dba o rozwój i
naukę swojej pociechy już od pieluch :)
Jako rasowa matka Polka przejęłam też kwoczy język w
stylu: „Sara uważaj kałuża” „ Słup przed tobą”, „Nie ściągaj bucików”, „Ubierz
kapelusz” itp. Podczas jednego ze spacerów nawet mąż zwrócił uwage, że
przez moję ciągłe przypominanie można by sądzić iż córka jest niewidoma! Dało
do myślenie i starałam się kontrolować niepohamowana troskę na każdym kroku (alhamdulillah).
W Anglii mieszkając w muzułamńskiej dzielnicy lub po
prostu miejscach zamieszkałych przez większość muzułmańska problemów nadmiernej
troski nie doświadczyłam. Dzieci chodzą ubrane jak chcą (lato i zimowa kurtka
nikogo oprócz mnie nie dziwią). Po czapeczkach łatwo poznać dzieci polskie :)
Zabawki jeśli się pojawiają to sporadycznie. Największe moje zdziwnienie
dotyczyło jednak strojów. Szczególnie małych dziewczynek bawiących się na
placach zabaw w ozdobnych butach na obcasach i strojach, które nadają się co
najwyżej na Eid ;) Nie zrobiłam zdjęc gdyż sama nie lubie jak ktoś fotografuję moje dzieci. Dla przykładu umieszczę wam zdjęcie zrobione w 2013 roku
jednej ze sklepowych wystaw w naszym mieście. Mniej więcej tak kunsztowne
stroje pojawiają sie na tutejszych placach zabaw ;)
Podobnie zdobione stroje widuje na placach zabaw u kilkulatek :) |
Po rozmowie z jedną mamą pochodzącą z Bangladeszu
zrozumiałam, że dla niej najważniesze jest ładne ubranie córek jak wychodzą z
domu. Praktyczna strona ubrania nie ma najmniejszego znaczenia. Myślenie
diametralnie inne od mojego – jednak szanuję :) Jedyne na co zupełnie zgodzić
się nie mogę to obcasy u kilkulatek – są po prostu niebezpieczne w czasie
dziecięcych zabaw. Nie podzielam tez entuzjazmu w dawaniu dzieciom
przetworzonej żywności i napojów typu 7up czy cola. Zamiast zimnych paluszków
rybnych w kolorze pomarańczowym można prościej – marchewke, jabłko, a nawet
najzwyklejsze naleśniki czy placuszki :) Nie będę jednak już kwoczyć, każda
kultura ma swoje postrzeganie na wychowanie dzieci, Można się czegoś
nauczyć i zobaczyć czy my same jako matki nie przesadzamy z nadmierną troską.
Jak pada deszcz bierzemy kolorowe parasolki, kalosze i skaczemy po kałużach :) |
Chodząc na place zabaw staram się zorganizować córkom
czas w prosty sposób – wyścigi, zbieranie polnych kwiatków, plecenie wianków
itp. Zamiast słodkich napojów biorę wodę w kolorowych kubeczkach, które cieszą
dziecięce oko :) (alhamdulillah)
Warto się zastanowić jakie z nas mamy na dziecięcych
placach zabaw – możemy dojść do ciekawych wniosków ;) (in szaa Allah)
Zbieramy stokrotki ;) |
Wianek ze stokrotek i koniczyny :) |
Wyścigi w parku :) |
Woda w kolorowym zakręconym kubku najlepiej gasi pragnienie! :) |
Kiedy J. mial ze 2 lata, podeszla do mnie na placu zabaw szkocka mama: "Och, jak bym chciala, zeby moje dziecko w reku tez tak kanapke trzymalo i jadlo!" - panuje tu paskudny zwyczaj napychania dzieci wszystkim, co slodkie, badz bardzo slodkie, ewentualnie slone i sztuczne, jak chipsy. Nie mowie, ze sama czasem nie zgrzesze i moje dzieci tgo nie jedza, ale to, z jaka iloscia tych smieci dzieci przychodza na plac zabaw (i co dalej z opakowaniami robia :o ) jest po prostu zatrwazajaca.
OdpowiedzUsuńA co do ubran - 'po czapeczkach ich poznacie' ;))
Chipsy to już klasyka gatunku, podobnie jak słodkie napoje :) chyba najgorsze jest vimto :D Jednak ostatnio co mnie zdziwilo to własnie zabieranie na zimno paluszków rybnych w okropnych pomarańczowych panierkach. Nie wiem jak w Szkocji, ale u nas mało osób gotuje obiady - głownie Azjaci i Polacy. Anglicy kupują wszytsko gotowe do mikrofalówki...Śmiecenie też niestety zmora...
OdpowiedzUsuńTak, vimto. Kiedys pytalam J, jak on to moze picie, to jest tak okropnie slodkie, to mi odpowiedzial: "Mamo, no wlasnie! Ja lubie slodkie!" Fuuuuuj.
OdpowiedzUsuńTu tez nie gotuja. Wiekszosc ludzi chodzi do take-awayow, kupuje najtansze polproduky z Lidla, czy FarmFoods. Ze dwa lata temu czytalam wzmianke w gazecie, gdzie bylo napisane, ze 70% rodzicow przyznaje sie, ze nie gotuje w domu swoim dzieciom posilkow. :/
Dzem truskawowy z tego przepisu: http://www.mojewypieki.com/post/dzem-truskawkowy. W Anglii niestety nie wyszedl mi dobry nawet w sezonie :/
UsuńWow 70%!!!! W FarmFoods dobry jest groszek mrożony :) Take - awayów nie lubie, czasem pizza sie trafi, ale jakos tutejsze mi nie podchodza...Dzieci lubi oczywiscie kurczaki w panierce a'la Kfc wersja halal ;) Takie "rarytasy" to jednak tylko z mężem :P
OdpowiedzUsuńWow 70%!!!! W FarmFoods dobry jest groszek mrożony :) Take - awayów nie lubie, czasem pizza sie trafi, ale jakos tutejsze mi nie podchodza...Dzieci lubi oczywiscie kurczaki w panierce a'la Kfc wersja halal ;) Takie "rarytasy" to jednak tylko z mężem :P
OdpowiedzUsuń